Na Islandii jest obecnie ok 12 tysięcy Polaków i stanowią największą grupę imigrantów. Ale na ulicach Reykjaviku można usłyszeć nie tylko język polski. Jak Islandia radzi sobie z dużą – względem swojej niewielkiej populacji – różnorodnością językową? O tym z Fríðą Bjarney Jónsdóttir z Miejskiego Departamentu Edukacji i Młodzieży (Skóla- og frístundasvið Reykjavíkurborgar, SFS) rozmawiała Karolina Mieszkowska.
Ponad 18 proc. dzieci w przedszkolach w Reykjaviku ma przynajmniej jednego rodzica urodzonego poza Islandią – czy to dużo?
FBJ: Tak. I liczba dzieci, które w domu mówią w innym języku niż islandzki, także wciąż rośnie. Obecnie w przedszkolach mamy 7000 dzieci, z nich około 18.9 proc. (1350) to dzieci dwujęzyczne. Ta liczba to efekt ciągłego wzrostu od 2006 roku. Co więcej, osobiście myślę, że ta grupa rośnie i teraz. Polskojęzyczna grupa jest najliczniejsza, wśród tych 1350 dwujęzycznych dzieci przedszkolnych, 350 dzieci ma polskie korzenie.
A jaki jest następny najpowszechniejszy język w Islandii?
FBJ: Właściwie angielski, co najprawdopodobniej wynika z faktu, że dla wielu ludzi przyjeżdżających z różnych krajów jest to wspólny język porozumiewania się. Następny jest język filipiński. Ale polskojęzyczna grupa jest zdecydowanie najliczniejsza i zostawia wszystkie inne daleko w tyle. Chociaż nie zawsze tak było – duży wzrost Polonii w Reykjaviku nastąpił po 2007 roku.
Więc to wciąż dość nowe zjawisko?
FBJ: Tak, szczególnie w Reykjaviku.
Ale wygląda na to, że Islandia radzi sobie całkiem nieźle z tym wyzwaniem. Na przykład, w ramach karty rekreacyjnej (Frístundakortið), rodzice nie muszą płacić za dodatkowe zajęcia, taką kartą można opłacić lekcje języka polskiego.
FBJ: Tak, zajęcia są wtedy opłacane przez rząd, a kartę można wykorzystać na przykład na opłacanie lekcji w polskiej szkole. Oczywiście sprawy mają się różnie w różnych gminach. W niektórych miejscach musimy przekonywać – nasz Departament razem z Móðurmál (towarzystwo na rzecz dwujęzyczności) i Polską Szkołą w Reykjaviku – że lekcje w polskiej szkole powinny być uznane za dodatkowe zajęcia pozaszkolne. To szczególnie ważne dla rodziców, dla których często karta rekreacyjna to jedyny sposób na opłacenie zajęć w polskiej szkole.
Islandia wypracowała także konkretną politykę edukacyjną, której zadaniem jest wspierać „aktywną dwujęzyczność” – co to znaczy?
Chodzi o uczenie języka islandzkiego jako drugiego przy jednoczesnym utrzymaniu i wspieraniu rozwoju języka ojczystego dziecka. Zakładamy, że naszym obowiązkiem jest szanować język i współpracować z rodzicami we wspieraniu języka używanego w domu. Tu znowu nasz departament współpracuje z Móðurmál i Polską Szkołą w Reykjaviku, aby organizować spotkania z nauczycielami, w trakcie których eksperci tłumaczą dlaczego utrzymanie języka ojczystego dzieci dwujęzycznych jest ważne dla ich ogólnego rozwoju. Więc ta aktywna dwujęzyczność oznacza utrzymanie i rozwijanie pierwszego języka przy jednoczesnej nauce drugiego języka, tj. islandzkiego, który jest językiem społeczności i językiem używanym w szkole. To również przygotowuje dzieci do nauki kolejnych języków, które są uczone w islandzkiej szkole, np. duńskiego czy angielskiego.
Pracujecie więc z nauczycielami, ale także z rodzicami, staracie się rozwijać współpracę pomiędzy tymi dwoma grupami, przykładem mogą być ulotki, przetłumaczone na język polski, przedstawiające podstawowe informacje o przedszkolach w Islandii.
FBJ: Tak, współpracujemy z przedszkolami i staramy się pokazywać nauczycielom jak mogą nawiązać kontakt z rodzicami. Zwykle pierwszym krokiem ku współpracy są właśnie te ulotki, rozdawane i omawiane przez nauczycieli podczas pierwszych dni dziecka w przedszkolu. W tych ulotkach (reykjavik.is) znajdują się informacje o potrzebach dziecka w pierwszych tygodniach adaptacji, o tym jak wyglądają zebrania z rodzicami. Dowiadują się też o tym, że podczas spotkań z nauczycielami mogą mieć do dyspozycji polskiego tłumacza, który jest opłacany przez gminę. Od trzech lat mamy też polskiego doradcę językowego, która pracuje z przedszkolami, aby usprawnić komunikację pomiędzy nauczycielami, dzieckiem i rodzicami nie tylko na samym początku nauki dziecka, ale także wtedy, gdy nauczyciele potrzebują porady lub pomocy w kontaktach z polskojęzycznymi dziećmi i rodzicami. Nasz doradca organizuje też spotkania z rodzicami, porusza tematy związane z wychowaniem dwujęzycznym, edukacją dzieci, ich zdrowiem i dobrostanem. To nieocenione wsparcie zarówno dla rodziców i ich dzieci, jak i dla nauczycieli.
Jest też coś, zwanego „książką komunikacji” pomiędzy przedszkolem a rodziną. Co to takiego?
FBJ: To wspólnie tworzona książka, w wersji elektronicznej lub papierowej, której celem jest wspierać dwujęzyczność i usprawnić komunikację pomiędzy przedszkolem a rodzicami. Nauczyciele przedszkolni wklejają do książki zdjęcia dziecka w przedszkolu i opisują proste czynności, takie jak żegnanie się, ubieranie, mycie rąk, w języku islandzkim. To książka dwujęzyczna w tym znaczeniu, że używa przełączania języków (ang. translanguaging), aby wzmocnić tożsamość dziecka jako uczestnika obu światów, kultur i obu języków. Dwujęzyczność tej książki polega na tym, że także rodzice są zachęcani do wklejania zdjęć dziecka podczas zabaw w domu i podpisywania czynności w języku używanym w domu, oraz po islandzku. A ponieważ książka zawiera zdjęcia dziecka, nabiera ona też pewnej wartości dla rodziców. Znam pewną niemieckojęzyczną rodzinę, która podczas swojego 9-miesięcznego pobytu na Islandii tworzyła taką książkę. Rodzice robili zdjęcia dziecku w domu i wpisywali niemieckie nazwy czynności i przedmiotów, potem nauczyciele przedszkolni dopisywali islandzkie słowa. Rodzina ta wróciła po pewnym czasie na Islandię w odwiedziny i wtedy córka – wtedy trzylatka – przywiozła tę książkę ze sobą i to była pierwsza rzecz jaką chciała mi pokazać. Dla niej to był sposób porozumienia się ze mną, ale chciała mi także pokazać, że to bardzo ważna część jej życia.
Wspomniała Pani o przełączaniu języków (translanguaging), np. w klasie. Czy to często używana na Islandii praktyka?
FBJ: Z pewnością przez nas polecana, ale tylko jeśli jest stosowana świadomie i celowo. Mamy politykę edukacji językowej, która ma wspierać aktywną dwujęzyczność. W Reykjaviku jest również 5 tysięcy nauczycieli i może zdarzyć się, że w niektórych przypadkach implementacja tej polityki nie obędzie się bez walki. Znam więc zarówno nauczycieli, którzy stosują przełączanie języków w klasie, i znam takich, którzy są temu przeciwni. Ale to, co dla nas najważniejsze, to przekonać nauczycieli, że chodzi o podejmowanie świadomych decyzji odnośnie ich podejścia do dwujęzyczności. Jeśli więc nauczyciel pozwala na to, żeby jego polscy uczniowie mówili między sobą po polsku w klasie, zawsze powinien za tą decyzją stać jakiś cel związany z zadaniem lub materiałem omawianym na zajęciach. A więc zadanie nauczyciela to nie tylko przyzwolenie na używanie polskiego przez polskie dzieci rozwiązujące zadanie matematyczne, ale również skłonienie dzieci do wytłumaczenia tego zadania po islandzku. To trochę jak z „książką komunikacji” – chodzi o to, by każdy język był używany do konkretnych celów i aby wykorzystać wcześniej zdobytą wiedzę dzieci (np. w języku polskim) jako fundament do dalszej nauki.
Takie używanie dwóch języków w klasie może też wzbudzać szersze zainteresowanie językami, prawda?
FBJ: Zdecydowanie tak. Wychowawcy w jednym z przeszkoli, z którym współpracuję, mają taki zwyczaj, że zbierają informacje o wszystkich językach, którymi mówią znajdujące się pod ich opieką dzieci, i proszą je o powiedzenie, jak w ich języku mówi się np. „mama”. Potem dzieci patrzą na różne słowa i szukają różnic i podobieństw pomiędzy różnymi językami, uczą się porównywać języki, co rozwija ich świadomość metajęzykową.
To pokazuje też, że język może być narzędziem integracji…
FBJ: Tak, nie chcemy, żeby polskie dzieci mówiły między sobą po polsku by oddzielić się od reszty klasy, ale żeby używały polskiego jako narzędzia do integracji. Z zaciekawieniem przeglądamy też zadania stworzone przez Romę Chumak-Horbastch i zaprezentowane w jej książce „Linguistically Appropriate Practices” (Ryerson University) – nie chodzi bowiem o to, żeby każdy nauczyciel znał wszystkie języki używane przez dzieci w jego klasie, ale chodzi o to by nauczyciele je zaakceptowali, uszanowali i pobudzali ich użycie.
Powiedziała Pani jeszcze jedną ważną rzecz o polityce edukacji językowej, że jedną rzeczą jest opracowanie takich zaleceń, a oddzielną sprawą jest wprowadzenie ich w życie. Podejrzewam więc, że dużo pracy poświęca się przekonywaniu nauczycieli.
FBJ: Staramy się przekazać nauczycielom, że ta polityka nie jest odpowiedzialnością tylko jednego nauczyciela, tego, który uczy islandzkiego. Chcemy pokazać, że dwujęzyczna edukacja to zadanie dla nich wszystkich. To wykracza poza lekcje islandzkiego, poza dodatkowe lekcje językowe. Chcemy, aby odpowiedzialność za dwujęzyczne wychowanie rozłożyła się na wszystkich nauczycieli, cały personel przedszkola czy szkoły. Ostatnio obchodziliśmy też – razem z biblioteką miejską i Móðurmál – Międzynarodowy Dzień Języków organizowany przez UNESCO. Stworzyliśmy na swojej stronie mapę Islandii i zaprosiliśmy szkoły do oznaczania się i wpisywania, w jakich językach mówią dzieci uczęszczające do danej szkoły. Zebraliśmy informacje o ponad 100 językach! Tym sposobem staramy się zmienić podejście do różnorodności językowej, pokazać, że te języki to skarb, coś, czym można się pochwalić. Obecnie nauczyciele są więc całkiem świadomi tego, jak różnorodna pod względem językowym stała się Islandia. Nie musimy ich też zbytnio przekonywać o pożytkach płynących z dwujęzyczności i roli języka ojczystego w budowaniu tożsamości oraz w rozwijaniu dalszych osiągnięć szkolnych. Ale wciąż spotykamy ludzi, którzy są świadomi faktów, a mimo to boją się „wpuścić” te wszystkie języki do swojej szkoły, obawiając się, że przez to zmniejszy się wartość islandzkiego. A to poważna obawa, bo sami – jako Islandczycy – musimy dbać o to, by nasz język był żywy.
No właśnie, zauważyłam, że Islandczycy mają bardzo szczególne podejście do swojego języka, np. wydaje się, że w islandzkim nie ma zapożyczeń z innych języków.
FBJ: Mamy zapożyczenia, ale staramy się też stworzyć własne islandzkie słowa, takie, które pasowałyby do struktury naszego języka. Tworzymy więc własne słowa na takie rzeczy jak komputer. Mamy nawet własne słowo na smartfona. Islandzki to język, którym posługuje się zaledwie 300 000 ludzi, więc jego utrzymanie jest kulturową, społeczną i polityczną potrzebą. W związku z Międzynarodowym Dniem Języków UNESCO przygotowaliśmy serię krótkich filmików, aby uświadomić różnorodność językową Islandii. W jednym z tych filmików zaprosiliśmy dawną Panią Prezydent Islandii, obecnie ambasador języków przy UNESCO – Vigdís Finnboógadottir – która mówi o roli islandzkiego w naszym społeczeństwie i o tym, że podobnie jak utrzymanie islandzkiego było przez tyle lat ważne dla Islandczyków, tak samo ważne jest teraz utrzymanie języków ojczystych osób obecnie mieszkających na Islandii. I oczywiście, dwujęzyczne dzieci wychowujące się na Islandii powinny uczyć się islandzkiego, ale uznanie dwujęzyczności w żaden sposób nie czyni szkody językowi islandzkiemu.
Mówiła Pani o pracy nad zmianą postaw nauczycieli względem tej różnorodności językowej, a co z postawami rodziców – jak oni zapatrują się na to, że ich dzieci będą uczyć się dwóch języków?
FBJ: Nierzadko ludzie przyjeżdżający na Islandię przyjeżdżają za pracą, czasem za taką, w której nie potrzebują używać islandzkiego, bo porozumiewają się po angielsku; często nie uczyli się islandzkiego przed przyjazdem; zdarza się, że nie mają też kontaktu z islandzkojęzyczną społecznością. A adaptacja w nowym środowisku nigdy nie jest prosta – wszystko wydaje się być problemem. Jeśli tak sprawy się mają, rodzice mogą szybko sobie wyrobić negatywne opinie, które – nawet nieświadomie – przekażą dzieciom. Z tego wynika, że pierwsze tygodnie w nowym kraju są kluczowe – wtedy ludzie są szczególnie wyczuleni na to, jaki komunikat dostają w swoim miejscu pracy, a dzieci – od nowej szkole.
I znów, dwujęzyczność lub różnorodność językowa, może stać się pewnego rodzaju mostem, prawda?
FBJ: Dokładnie tak. W Finlandii, Norwegii, Islandii i Szwecji były robione badania, w których rodzice dzieci dwujęzycznych byli pytani o specyfikę dobrego przedszkola, dobrej szkoły i dobrego nauczyciela (http://lsp2015.hi.is/sites/lsp2015.hi.is/files/eddakjar/lsp_final_report_formatted.pdf). Wyniki tych rozmów wskazały, że przedszkola i szkoły odnosiły sukces, jeśli udało im się nawiązać kontakt z rodzicami, a co więcej, przedszkola i szkoły działały jak pierwszy krok do nowej społeczności. I myślę, że właśnie o to chodzi, że naszym obowiązkiem jest uszanować tych, którzy przyjeżdżają. Jeśli nie uszanujemy tego, co ze sobą przywożą, oni nie będą chcieli przyjąć tego, co my mamy im do zaoferowania. Więc tak – aktywna dwujęzyczność może stać się także pomostem do nowego społeczeństwa.
Dziękuję za rozmowę.
Karolina Mieszkowska
Artykuł powstał w ramach serwisu “wszystko o dwujęzyczności”. Serwis „Wszystko o dwujęzyczności” jest dostępny na licencji Creative Commons znanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Uniwersytetu Warszawskiego. Utwór powstał w ramach projektu finansowanego w ramach konkursu „Współpraca z Polonią i Polakami za granicą w 2015 r.” realizowanego za pośrednictwem MSZ w roku 2015. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Współpraca z Polonią i Polakami za granicą w 2015 r.”.
źródło: opinia.co.uk